Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1077

Ta strona została przepisana.

Pani Dubarry, posłyszawszy hałasy w przedpokoju i płacz Zamora, wybiegła sama, okryta zaledwie peniuarem.
— Co się stało? — zapytała, patrząc na Jana rozwalonego na kanapie i mocno sapiącego.
Richelieu zapomniał nawet o pocałowaniu faworyty w rękę.
— Stało się to, że Choiseul stoi mocniej, niż kiedykolwiek.
— Jakto?
— Powiedziałem już, do stu tysięcy djabłów!
— Co mówisz, co to ma znaczyć?
— Pan hrabia prawdę powiedział, Choiseul pozostał na stanowisku, nieporuszony.
Pani Dubarry wyjęła z za gorsu list króla.
— A to co ma znaczyć? — rzekła z uśmiechem.
— Czyś dobrze przeczytała, hrabino? — zapytał Richelieu.
— Przecież chyba potrafię czytać — odpowiedziała Dubarry.
— O tem nie wątpię, ale może pozwolisz i mnie także przeczytać ten bilecik.
— Bardzo cię proszę, książę.
Richelieu wziął kartkę, rozłożył ją powoli i przeczytał:
„Jutro podziękuję panu de Choiseul za jego usługi. Daję na to słowo.

Ludwik.

— Wszak to jasne? — rzekła Dubarry.