De Taverney skrzywił się, jakgdyby chciał powiedzieć: „Wiem co to warto“ i głośno dodał:
— Przygotuj zatem czerwony pokój, skoro pan chce koniecznie, aby stracił chęć powrotu kiedykolwiek do Taverney.
Koniecznie chcesz pan tu zatem nocować?
— Koniecznie, panie baronie.
— Ale zaraz... ja znalazłbym jeszcze pewien sposób.
— Na co?
— Ażebyś pan nie odbywał drogi konno.
— Jakiej drogi?
— Do Bar-le-Duc, naturalnie.
Balsamo czekał na bliższe wyjaśnienie propozycji.
— Wszakże pocztowemi końmi przybyłeś pan tutaj?
— Tak, jeśli tylko nie powoził nimi szatan.
— No, nie byłoby w tem nic nadzwyczajnego, bo zapewne dobrze ze sobą jesteście.
— Czynisz mi, panie baronie, daleko większy zaszczyt, niż na to zasługuję.
— Mógłbyś pan zatem odjechać temi samemi końmi, któremi się tu dostałeś.
— Nie, to niemożliwe, bo z czterech dwa tylko pozostały. Powóz mam bardzo ciężki.
— Jeszcze zatem jeden powód. Widocznie chodzi panu o to, ażebyś tu nocował.
— Chciałbym mieć przyjemność zobaczenia się
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/108
Ta strona została przepisana.