— Pan d’Aiguillon?
— Bardzobym się zdziwił, gdyby nie zjawił się tu jutro, a najdalej pojutrze.
— Liczysz więc na niego, książę?
— O! ma on zawsze znakomite pomysły.
— Trzeba jednakże przyznać, że położenie nasze jest bardzo trudne. Król boi się, żeby na niego nie spadł cały ciężar interesów i dlatego jest taki twardy.
— A stąd wynika?...
— Że nie zechce się nigdy pozbyć Choiseul’a.
— Czy mam szczerze mówić z tobą, hrabino?
— Naturalnie.
— Jestem tego samego zdania, król znajdzie sobie tysiące wykrętów podobnych do wczorajszego, bo pełen jest dowcipu. Ty, hrabino, także zapewne nie zechcesz narażać swojej pozycji przez upieranie się przy swojem.
— Jest się nad czem namyślić.
— Widzisz zatem, że pan de Choiseul jest nienaruszalny, że aby go wysadzić potrzebaby chyba cudu.
— Tak, cudem chyba się go pozbędziemy.
— Niestety, dziś cudów już niema na świecie.
— Znam jednak człowieka, który robi cuda.
— Znasz człowieka, który robi cuda i nie powiedziałaś mi tego, hrabino?
— Zapomniałam o nim, dopiero w tej chwili na myśl mi przyszedł.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1084
Ta strona została przepisana.