Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1109

Ta strona została przepisana.
LXXXII
WYWOŁYWANIE DUCHÓW

Pani Dubarry była przebrana za mieszczanką średniej klasy, twarz miała prawie zakrytą czarną koronkową mantylką.
Przyjechała dorożką z Richelieu’m, który w przebraniu wyglądał na starego sługą zamożnego domu.
— Czy poznajesz mnie, panie hrabio? — rzekła pani Dubarry.
— Witam panią hrabiną.
Richelieu trzymał się zdaleka.
— Niech pani raczy usiąść; proszą pana, zechciej zająć również miejsce.
— Ten pan jest moim intendentem.
— Myli się pani hrabina; to książę de Richelieu, poznaję go doskonale i sądzę, że i on również mnie sobie przypomina. Inaczej dałby dowód wielkiej niewdzięczności.
— Nie rozumiem pana.
— Przecież należy się trochę wdzięczności tym, którzy nam życie uratowali.
Dubarry rozśmiała się, mówiąc:
— Aha, widzisz książę.