— Trzeba się było do mnie udać, pani hrabino.
— Jakto? — zapytała hrabina.
— Gdybyś się do mnie była udała...
— To co?
— Byłbym cię już oddawna wybawił z kłopotu.
— Pan?
— Ja.
— Czy już zapóźno, mój hrabio?
Balsamo uśmiechnął się.
— Nigdy nie jest zapóźno — odrzekł.
— O! kochany hrabio... — rzekła Dubarry, składając ręce błagalnie.
— Zatem, potrzeba listu.
— Tak.
— Od pani de Grammont?
— Jeśli to jest możliwe.
— Listu, któryby skompromitował pana de Choiseul w trzech punktach, o których mówiliśmy przed chwilą?
— Za taki list, hrabio, oddałabym moje oko.
— To byłoby za wiele, hrabino; tem więcej, że ten list...
— Że ten list?
— Dam ci darmo, hrabino.
Rzekłszy to, Balsamo, wyciągnął z kieszeni ćwiartkę papieru, złożoną we czworo.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1116
Ta strona została przepisana.