przyjdzie chwila, że mówić o tem będą, to już słów lekceważenia nikt ode mnie nie usłyszy.
Balsamo uśmiechnął się.
— Pozwól mi pani, hrabino...
— Cóż takiego?
— Odprawić zwykłą formułą magiczną mego ducha, bo musi być bardzo strudzony.
— Proszę cię, hrabio.
— Balsamo zwrócił się ku drzwiom i rzekł po arabsku.
— Kocham cię, moja Lorenzo; wróć do twego pokoju, tą samą drogą, którą przyszłaś; ja tam za chwilę przyjdę do ciebie. Idź już, moja droga!
Duch odezwał się po włosku.
— Jestem bardzo znużona; spiesz do mnie, Acharacie.
— Zaraz idę.
I znów leciuchny szmer dał się słyszyć za ścianą.
Balsamo skłonił się swoim gościom poważnie, a ci opuścili jego mieszkanie, wsiedli do dorożki, którą przyjechali, tak pomieszani oboje, iż długo zdać sobie sprawy nie mogli z tego co słyszeli u czarownika.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1142
Ta strona została przepisana.