Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1151

Ta strona została przepisana.
LXXXV
KSIĄŻĘ D‘AIGUILLON

Podczas, gdy przyjaciele żegnali odjeżdżającego na wygnanie ministra, w Luciennes panowała niczem niezmącona radość.
Pani Dubarry była już teraz bożyszczem, przed którem chyliły się wszystkie głowy, w jej rękach jak na teraz, spoczywały losy Francji.
Wieczorem te same powozy, które przeprowadzały ministra do rogatek, pędziły z pośpiechem do pałacyku faworyty.
Ale pani Dubarry miała także swoją policję; szanowny jej braciszek wiedział dokładnie, kto żegnał przyjaźnie Choiseul’a. Żaden z takich nie został przyjęty przez hrabinę, obdzielającą najuprzejmiejszemi uśmiechy wiernych sobie sprzymierzeńców.
Gdy rozjechał się tłum dworzan i pozostali sami tylko wybrani, Richelieu rzekł do hrabiny:
— To dzień prawdziwie szczęśliwy, szanowna pani.
— Ale trzeba przyznać, że hrabia Balsamo, czy Fenix, czy jak go tam zechcesz zresztą nazywać, mój książę, jest najznakomitszym człowie-