ca swemi barkami. Ludwik XV lubił podziękowania, hołdy i pieszczoty, a pani Dubarry nie zaniedbywała niczego, aby dogadzać jego słabostkom. Zaczepiła naprzód o politykę; była w tej chwili tak pewną siebie, iż nic jej nastraszyćby nie potrafiło.
— Najjaśniejszy Panie — rzekła — zniszczyłeś, to dobrze; poniżyłeś, to świetnie; ale teraz trzeba odbudować.
— O, już wszystko w porządku — odparł król niedbale.
— Ministerjum już ustanowione?
— Naturalnie.
— Doprawdy? Tak prędko?
— Och jakaż kobieca logika! Czyż nie mówiłaś sama przed kilku dniami, że, zanim się wyrzuci kucharza, trzeba mieć już w pogotowiu innego?
— Proszę!... któż wchodzi w skład tego nowego gabinetu?
Król przybliżył się do Dubarry i usiadł przy niej na kanapce.
— Doprawdy, hrabino, mówisz takim tonem, jakbyś znała już członków tego ministerjum. A może ci się nie podobają? Może masz swych protegowanych?
— A gdyby tak było?
— Na serjo?... zdumiewasz mnie, moja piękna.
— Czy mi nie wolno?
— Och, hrabino, ja jestem królem, no... ale mniejsza... proszę, wymień mi tych swoich kandydatów.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1163
Ta strona została przepisana.