Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1170

Ta strona została przepisana.

wik XV odjechał w najlepszym humorze. Zupełnie kontent był z siebie.
Gdy pani Dubarry wróciła do buduaru, zastała księcia d’Aiguillon, klęczącego ze złożonemi rękami. Zaczerwieniła się cała.
— Przegrałam niestety, biedny marszałek; powiedziała.
— Słyszałem wszystko. Dzięki ci, hrabino, dzięki.
— Zrobiłam to tylko, com była powinna — odparła słodko faworyta. — Ale podnieś-że się, książę, bo gotowam myśleć, iż posiadasz doskonałą pamięć i spryt nadzwyczajny.
— Być może. Jestem twym najwierniejszym sługą, hrabino.
— Przedewszystkiem bądź wiernym królowi; jutro proszę złożyć podziękowanie Najjaśniejszemu Panu. Ale wstańże pan, bardzo proszę.
Podała mu rękę, którą d’Aiguillon ucałował z szacunkiem.
Dubarry była niezmiernie wzruszona.
— Biedny marszałek — dodała z westchnieniem — trzeba będzie powiadomić go o tej porażce.
D’Aiguillon skłonił się nisko.
— Jeżeli pani pozwoli, udam się doń natychmiast.
— Wierz mi, książę, zła nowina i tak za prędko go dojdzie, tymczasem proszę cię na kolację, przystajesz?