Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1175

Ta strona została przepisana.

— O! jakiż nieznośny nudziarz z ciebie. Stajesz się coraz większym formalistą i purystą.
— Skoro jesteśmy przedstawicielami rządu, to musimy być akuratnymi. Ale to jednakże dziwne...
— Co takiego?
— Spotkałem się dziś z hrabią de Vaudraye i zaręczał mi, że nic jeszcze nie postanowiono co do ministerjum.
Richelieu uśmiechnął się.
— Pan de Vaudraye miał słuszność. Więc ty wychodziłeś dzisiaj?
— Trzeba było!... Te nieznośne powozy tak huczały po bruku, iż mnie obudziły. Wstałem tedy i wyszedłem....
— O! więc pan Rafté aż tak się mną interesuje?
— Na przechadzce spotkałem kogoś.
— Kogóż?
— Sekretarza księcia Terray.
— I cóż?
— Powiedział mi, że pan jego mianowany został ministrem wojny.
— Hm.... hm.... — książę uśmiechnął się tajemniczo.
— Co pan wnosi z tej nominacji?
— Że jeżeli Tarray jest ministrem wojny, to ja nim nie jestem, jeśli on nim nie jest, to ja nim jestem.
Rafté nic nie odpowiedział. Był to człowiek dumny, niezmordowany, ambitny i równie jak jego