Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1176

Ta strona została przepisana.

zwierzchnik bardzo przebiegły. Widząc księcia tak pewnym siebie, uspokoił się zupełnie.
— Pospiesz się pan — dorzucił — nie trzeba dać czekać na siebie zbyt długo.
— Jestem gotów; objaśnij mnie, kogo zobaczę.
— Oto lista.
Podał księciu listę osób. Były na niej najpierwsze nazwiska w kraju, sam kwiat arystokracji i finansjery.
— Jak ci się zdaje, będę popularnym? co?
— Żyjemy w wieku cudów, mój książę — odparł Rafté.
— Ho, ho, Taverney! — zawołał Richelieu — a ten czego chce tutaj?...
— Czy ja wiem? Chodźże pan nareszcie.
I wypchnął prawie księcia do salonu.
Richelieu mógł być dumnym z przyjęcia, jakiego doznał; żaden książę krwi nie powstydziłby się takiego.
Całe towarzystwo, znające doskonale etykietę, nie wymówiło ani żartem wyrazu „minister“, komplementy zato sypały się jak z rogu obfitości. Ranna ta wizyta — była naturalnie demonstracją; a każdy miał jakąś prośbę, jeden małą, drugi większą, a wszystkie owinięte w najsłodsze słówka. Takich próśb przynajmniej setka obiła się o uszy zachwyconego marszałka.
Zwolna pokoje zaczęły się opróżniać i w końcu w salonie pozostał jeden tylko człowiek. Widząc,