kę, jako zasłużony, ale nie dlatego, że jego ojciec jest moim znajomym.
— To doprawdy filozof z ciebie, Mości książę! — syknął przez zęby Taverney, wściekły na marszałka i na siebie samego.
— Filozof! — piękne słowo, odparł chłodno magnat.
— Filozof nowego czasu, marszałku.
— Jesteś złym dworzaninem, panie Taverney!
— Ludzie mego stanu są tylko dworzaninami króla!
— Ech, Raft!, arystokrata równy tobie, całe dnie kręci się w mych przedpokojach.
— Nie zapominaj, książę, że ród mój sięga czasu wojen krzyżowych.
— Mylisz się, baronie, ród twój sięga zaledwie 1720 roku, jeśli masz ochotę przekonać się naocznie o tem, to przejdź do bibljoteki, Rafté cię zaraz przekona.
Taverney pienił się ze złości, chciał już odpowiedzieć stosownie, gdy w tem drzwi się otwarły i młody jakiś człowiek wpadł raczej, niż wszedł do pokoju.
Nowy ten gość, mający minę dobrze odżywionego i zadowolonego z siebie człowieka, był to Jan Dubarry. Na widok wchodzącego, Taverney wstrząsnął się z gniewu i wstrętu.
Wicehrabia zauważył ten ruch i odwrócił się lekceważąco.
— Pojmuję — rzekł z udanym spokojem baron, pan minister ma zajęcie, żegnam go zatem!... Skłonił się poważnie i wyszedł.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1181
Ta strona została przepisana.