przyjaciel, mój drogi — spytał, z udanym zdziwieniem, wytrawny dworak.
— A tak, to mój przeciwnik w tej sprawie o konie delfinowej; słyszałeś chyba o tej awanturze?
— Ot, co znaczy sympatja, o twej aferze pierwszy raz słyszę wicehrabio, ale i tak odmówiłem prośbie tego starego pochlebcy. Gdybym był wiedział o sprawie jego synalka, byłbym naturalnie wyrzucił pana barona za drzwi w tej chwili. Zresztą nic straconego.
— Oducz go, oducz chęci napadania na prostej drodze; tymczasem, winszuję ci ministrze.
— A zatem wszystko skończone?
— W zupełności. Pozwolisz, że cię uściskam?
— Z całego serca.
— Spodziewam się żeś zadowolony, marszałku.
— Zwłaszcza, gdy się upewnię, iż będę użytecznym — odpowiedział skromnie Richelieu.
— Ale miej się na baczności, będą ci okrutnie zazdrościć.
— Czyż mam tylu zawistnych?
— Jak każdy zdolny dyplomata! Taki jest zawsze niecierpiany.
— Kto? — spytał niespokojnie marszałek.
— Zdolny dyplomata. O!.. parlament będzie się wściekał; to coś w rodzaju szpicruty Ludwika XIV.
— Wytłumacz mi, wicehrabio, o czem mówisz.
— Ależ to przecie takie jest zrozumiałe!
Co takiego? Siedzę jak na szpilkach, słowa nie pojmuję z tego wszystkiego!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1183
Ta strona została przepisana.