Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/119

Ta strona została przepisana.

zameczku, boć patrzył na nich ustawicznie, już siedmnaście czy ośmnaście lat zrzędu.
Tego wieczoru miał on jednak oprócz obserwacji pewne inne zamiary.
Nicolina spełniwszy wszystko, co do niej, a nawet i do Gilberta, należało, udała się do swego pokoju.
Łatwo zrozumieć, że Gilbert przylgnął nieruchomo do drzewa, nie śmiejąc prawie oddychać i nie tracąc z oczu ani jednego jej ruchu, a gdy zniknęła i gdy w jej mieszkanku na mansardzie zabłysło światło, podszedł znowu na palcach ku oknu, przykucnął w cieniu i pożerał oczyma Andreę, siedzącą przy klawikordzie.
W tej chwili Józef Balsamo wszedł właśnie do salonu.
Gilbert zadrżała na ten widok i iskrzącym wzrokiem śledził scenę, jakąśmy opowiedzieli.
Zdawało mu się, że Balsamo winszował Andrei talentu, a ona odpowiadała mu ze zwykłym sobie chłodem; że nalegał z uśmiechem, ażeby grać przestała a porozmawiała na pożegnanie z gościem. Podziwiał wdzięk z jakim się oddalała. Z całej tej sceny, którą, jak mu się zdawało rozumiał, rzeczywiście nie zrozumiał nic, bo istota jej inną była zupełnie.
Gilbert dosłyszeć, nic nie mógł, widział tylko poruszające się usta i ręce. Jakkolwiek dobry spostrzegacz, nie mógł domyśleć się tajemnicy tam,