czym i ogrodnikiem. Andrea zawróciła do parku, chcąc spotkać delfinową, gdy wtem w pierwszej zaraz alei jeden z ogrodników, który ręce miał za białe, jak na prostego robotnika, skłonił jej się grzecznie.
Był to Gilbert. Andrea zaczerwieniła się mimowoli i odkłoniła się również. Zdziwiła się, że go tu spotkała.
— Pan tu, panie Gilbercie?
— Tak, proszę pani.
— Skąd się pan wziąłeś w Trianon?
— Trzeba pracować, bo trzeba żyć, proszę pani.
— Masz jednakże szczęście.
— Wiem o tem.
— Co takiego?
— A no, przyznaję, że niebo jest dla mnie łaskawe.
— Kto pana zaprotegował?
— Pan Jussieu.
— Znasz pana de Jussieu? — spytała baronówna ze zdziwieniem.
— To przyjaciel mego protektora, pana Rousseau.
— Adieu! panie Gilbercie — rzekła, odchodząc.
— Czy panienka ma się lepiej? — spytał drżącym głosem Gilbert.
— Lepiej?.. nie pojmuję...
— Przecie panienka...
— A tak, tak, dziękuję, Gilbercie, to głupstwo...
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1191
Ta strona została przepisana.