Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1194

Ta strona została przepisana.

szana niespodzianem spotkaniem, wyjąkała z przestrachem:
— Król! — i skłoniła się nisko.
— Panienko... — odparł Ludwik XV, zbliżając się do niej — mam tak krótki wzrok, że zmuszony jestem spytać o nazwisko.
— De Taverney — szepnęła Andrea, zaledwie dosłyszalnym głosem:
— A... tak! Przechadzasz się sama, panienko, w Trianon?
— Idę na spotkanie Jej Królewskiej Wysokości delfinowej — odrzekła Andrea cała drżąca.
— Zaprowadzę cię do niej — odezwał się Ludwik XV — muszę jej złożyć wizytę, jako sąsiad, przyjm więc moje ramię i pójdziemy razem.
Andrei zaćmiło się w oczach, rzeczywiście był to dla niej zaszczyt nielada. Iść z królem pod rękę! Toż to cały dwór będzie jej zazdrościł! Śni chyba! Ukłoniła się z takim szacunkiem i pokorą, że król podszedł bliżej i widząc to onieśmielenie, podał jej ramię. W galanterji i etykiecie podobnym był w zupełności do Ludwika XIV.
Chociaż nie był amatorem pieszych spacerów, wybrał jednak najdłuższą drogę do pawilonu, gdyż przypuszczał, że Marja-Antonina powróciła już z przechadzki. Omylił się jednakże.
Delfinową wyszła naprzeciw męża, aby z nim razem zasiąść do obiadu.
Była punkt piąta. Delfin wszedł z żoną pod rękę do jadalni, gdzie był stół nakryty na dwie