duaru, bo pozycja jej u dworu nie była jeszcze oficjalnie ustaloną.
Delfinowa, z właściwym kobietom sprytem, odgadła odrazu, że Ludwik XV poszukuje swej pięknej towarzyszki.
— Panie de Coigny — powiedziała do młodego oficera, stojącego za krzesłem monarchy — poproś pan do nas pannę de Taverney. Pani de Noaille obowiązkom etykiety z pewnością zaradzi...
Pan de Coigny wyszedł, a po chwili wprowadził Andreę, coraz więcej zdziwioną tą niezwykłą łaską.
— Usiądź, moje dziecię, obok księżny — powiedziała Marja-Antonina, wskazując miejsce.
Dziewczę było tak pomieszane, że o mało nie nastąpiło na nogę damy honorowej. Ta rzuciła na Andreę tak piorunujące spojrzenie, że biedaczka odskoczyła, jakby odtrącona iskrą elektryczną.
Król widział wszystko i uśmiechał się, jak sfinks.
— Hm... — szepnął do siebie Richelieu — nie trzeba się wtrącać, wszystko pójdzie jak najlepiej.
Ludwik XV spostrzegł marszałka.
— Dzień dobry, książę — rzekł łaskawie, — a cóż, w zgodzie żyjesz z panią de Noaille?
— Najjaśniejszy Panie — odparł z galanterją marszałek — mam szczęście zawsze być jednakowo maltretowanym przez księżnę panią.
— Czy masz może jaką prośbę do mnie?
— Ja, Najjaśniejszy Panie?... Za wiele i tak laski wyświadczasz memu domowi.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1198
Ta strona została przepisana.