Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
II
JA JESTEM, KTÓRY JESTEM!

Pośród brzóz starych, o kształtach dziwacznych, wznosiły się ruiny jednego z tych zamków, jakie panowie feudalni rozsiali niegdyś po całej Europie, wróciwszy z wojen krzyżowych.
Opustoszałe przedsionki, niegdyś zdobne w posągi, dziś oplecione chwastem i dzikiem kwieciem, ukazywały na bladem tle nieba — burzą i wichrem poszczerbione sklepienie.
Podróżny, otworzywszy oczy, znalazł się przed omszałemi i wilgotnemi schodami głównego portyku.
Na pierwszym stopniu stało widmo, którego ręka koścista przyprowadziła go tutaj.
Powłóczysty całun okrywał je; ręką kościstą wskazywało nieznajomemu wielką wznoszącą się wyżej salę, po przez której przedziurawione sklepienie wpadało tajemnicze światło.
Podróżny skłonił głowę na znak przyzwolenia.
Widmo bez szmeru, cicho i wolno przesunęło się po schodach i zagłębiło w ruinach; nieznajomy po-