Spostrzegła się, zawstydziła tem wykroczeniem przeciw etykiecie i cofnęła się w tył zarumieniona.
Król odwrócił się zachwycony wdziękiem pięknego dziecka i z uśmiechem spojrzał na marszałka, nie ukrywając, jak ta prośba była mu miłą w tej chwili.
— Rzeczywiście, Najjaśniejszy Panie — wtrąciła delfinową — dzielny to chłopak, ten pan Filip de Taverney, chciałabym go uszczęśliwić. Ale sama wstydzę się za siebie: dałam mu stopień i epolety i zdawało mi się, że to dosyć. Tymczasem...
— Skądże Wasza Królewska Wysokość miała wiedzieć o tem?...
— Ol powinnam się była domyślić, — dodała żywo delfinową z giestem, który przypomniał Andrei biedny stary zamek w górach, gdzie jednak była tak szczęśliwą.
— Brat nosi imię Filip, prawda dzieweczko?
— Tak jest, Wasza Wysokość.
Ludwik XV spojrzał na twarze tak zacne i otwarte, i nawet Richelieu — wydawał mu się w tej chwili szczerym.
— Wiedz książę — rzekł półgłosem — że obrażę na siebie Luciennes... — a zwracając się do Andrei — dodał:
— Czy ci to sprawi przyjemność, moje dziecko?
— Najjaśniejszy Panie!... — wyjąkała panna de Taverney, ze złożonemi rękami, — błagam cię.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1200
Ta strona została przepisana.