W pałacu pozostała tylko delfinowa i nadskakujący jej de Rohan.
Było już późno, następca tronu pożegnał się z małżonką; prałat nie chcąc być natrętnym, poszedł za tym przykładem.
Gdy już wsiadł do karety, zbliżyła się pokojowa Marji-Antoniny i podała mu starannie owiniętą paczuszkę, której dotknąwszy książę aż się wstrząsnął.
— Oto jest.
— Dziękuję ci — powiedział — i dał kobiecie pełną sakiewkę.
Konie ruszyły, przy rogatkach rozkazał kardynał jechać na ulicę Saint-Claude.
Niezadługo Fryc wprowadził go do tajemniczego salonu.
Balsamo dał czekać na siebie dobry kwadrans. Zjawił się, przepraszając za opóźnienie, ale nie spodziewał się już nikogo dzisiaj i oddalił się dlatego do swego gabinetu. Rzeczywiście, pora była bardzo późna, jedenasta godzina wybiła właśnie w tej chwili.
— Prawda, panie baronie — rzekł de Rohan — przybywam zapóźno, ale przebacz, tak jestem niecierpliwy. Przypominasz sobie, co miałem ci przywieźć, aby się dowiedzieć pewnego sekretu.
— Doskonale, żądałem włosów osoby o której mówiliśmy wtedy, odpowiedział Balsamo, spostrzegłszy paczkę w ręku prałata. — Czy są?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1202
Ta strona została przepisana.