Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1203

Ta strona została przepisana.

— Oto one, baronie. Będziesz mi pan mógł je zwrócić po doświadczeniu?
— Nie umiem na to odpowiedzieć w tej chwili.
— Czy dziś tajemnica rozwiązaną zostanie?
— Dziś jeszcze!...
— Pragnę gorąco dowiedzieć się prawdy.
— Spróbujemy.
Balsamo wziął włosy i udał się spiesznie do Lorenzy. Uśpił ją zanim jeszcze pokazał się w pokoju; młoda kobieta przyjęła go bardzo czule. Siłą wyrwał się z jej objęcia. Nie wiedział, co mu jest przykrzejsze, czy wymówki pięknej włoszki, gdy była przytomną, czy pieszczoty jej gdy była uśpioną.
— Chcę dociec — szepnął do siebie — tajemnicy tej monarchini i muszę ją zbadać koniecznie.
— Lorenzo droga!... — rzekł do pięknej uśpionej, wkładając w jej ręce papier — powiedz mi, czyje to są włosy?
Lorenza przycisnęła papier do piersi, następnie do czoła. Chociaż oczy miała otwarte, widzieć mogła w tej chwili tylko przez piersi i czoło.
— Ach! — szepnęła — to włosy wielkiej jakiejś osobistości.
— Tak. Czy ta osoba szczęśliwa? Odpowiedz.
— Może nią być.
— Pomyśl uważnie, Lorenzo.
— Tak, nic jeszcze nie zasłania jej szczęścia.
— Zdaje mi się, że to mężatka?