— Kardynale?
— Wyrocznia?
— Wyrocznia daje ci nadzieję.
— Naprawdę? — wykrzyknął de Rohan zachwycony.
— Więc wyrocznia wyrzekła, że ta kobieta nic kocha swego męża?...
— Tak.
— Co do włosów, musiałem je spalić, niestety, oto popiół z nich, zebrałem go tak starannie, jakby każdy pyłek wart był miljony.
— Dzięki, drogi hrabio, czemże ci się odwdzięczę?
— Nie mówmy o tem. Ale... co do włosów: niech panu nie przyjdzie kiedy ochota połknąć je w winie, jak to czynią zakochani. Szalałbyś za nią, a ona pozostałaby zimną jak głaz.
— Dziękuję, stokrotnie dziękuję.
W dwadzieścia minut potem powóz eminencji spotkał się z powozem księcia Richelieu i omal że się karety nie zderzyły w tej wąskiej uliczce. Panowie poznali się natychmiast.
— E! kardynale! — rzekł marszałek sarkastycznie.
— E! książę — odparł takimże tonem Ludwik de Rohan z palcem na ustach.
Konie ruszyły dalej w dwie przeciwne strony
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1205
Ta strona została przepisana.