Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1213

Ta strona została przepisana.

i piękność, dla takiej kobiety nic niema trudnego. Mówić o niej będą nawet po śmierci. Czy córka twa posiada te zalety? Nadewszystko czy ma spryt?
— Zdaje mi się, że tak.
— No, piękna jest jak bóstwo. Piękna tą pięknością zmysłową, która czaruje mężczyzn i tą słodyczą i niewinnością, która nawet kobietom nakazuje szacunek. Szanuj ten skarb, baronie.
— Mówisz to z zapałem...
— Nic dziwnego, jestem nią oczarowany, gdyby zechciała, ożeniłbym się z nią jutro, pomimo 74 lat. Ale czy jest ona w Trianon stosownie urządzona... obsłużona? Pomyśl, baronie, dziś odprowadzał ją lokaj do domu delfina.
— Cóż chcesz, jestem biedny.
— Biedny, czy bogaty, możesz, musisz jej dostarczyć panny służącej.
Taverney westchnął.
— Wiem, że to potrzebne, ale...
— Jakto, masz ją przecież.
— Baron milczał.
— Co to za młoda dziewczyna, która mi drzwi otworzyła?... śliczne jakieś stworzenie...
— Tak, ale...
— Co za ale?
— Nie mogę jej posłać do Trianon.
— Dlaczego? Zdaje mi się, że byłaby świetną, typową subretką.
— Nie przyjrzałeś się jej, książę.