— Moja droga, nie mogę bez pozwolenia delfinowej przyjąć cię do siebie, jestem tu jak w gościnie, nie chcę obciążać jej kuchni o jedne usta więcej.
— Hm... czyż te usta takie duże!— szepnęła figlarnie Nicolina.
— Mniejsza o to, ale z innej przyczyny nie możesz tu pozostać.
— Z powodu owego podobieństwa? Widocznie pani mi się jeszcze nie przyjrzała.
— A... prawda... teraz dopiero spostrzegam, że jesteś zmieniona.
— Dobry pan, ten, który tyle zrobił dla pana Filipa, był u nas wczoraj, przekładał panu, że panienka nie może być tutaj sama i że można włosy moje zmienić z koloru blond na czarny. Zabrał mnie z sobą, dotrzymał słowa, i oto jestem.
Andrea uśmiechnęła się przyjaźnie.
— Widocznie, kochasz mnie bardzo, jeśli chcesz się dla mnie zamknąć w Trianon, gdzie będziesz prawie jak w więzieniu.
Nicolina inteligentnym wzrokiem spoglądała dokoła.
— Pokój ten nie jest zbyt wesoły, to prawda, ale wszak panienka cały dzień tu nie siedzi?
— Ja wyjdę, ale ty?
— Ja?
— Ty nie będziesz miała towarzystwa, ani spaceru, ani zabawy, umrzesz z nudów.
— O! poradzę sobie, przecież jest okno, lubię
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1222
Ta strona została przepisana.