Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1233

Ta strona została przepisana.

jestem, że pan mój będzie już na ten termin z powrotem.
— Teraz, mój drogi, schowaj mnie gdzie chcesz, ale tutaj, bo nie mam ochoty wyjeżdżać.
Rafté zgodził się na to. Naprzód wysłał list, następnie wyszukał kryjówkę dla księcia. Ale cóż? Richelieu nudził się okropnie w zamkniętym gabinecie, i pewnego razu wymknął się wieczorem z domu i udał do Trianon. Zdawało mu się, że nic nie ryzykuje, gdyż był pewnym, że siostrzeniec bawi w Luciennes.
D’Aiguillon był zadowolony z oznaczenia audjencji na czwartek i w oznaczonym terminie udał się na nią.
Wspominaliśmy już poprzednio, że tego dnia miał parlament wydać swój dekret.
Ponieważ liberja księcia znaną była w Paryżu, był tyle ostrożnym, że wziął zwyczajną karetę, bez żadnych ozdób. Głuche okrzyki słychać było na ulicach, któremi przejeżdżał. Tu i owdzie widział małe gromadki ludzi, czytających coś z najwyższem zaciekawieniem. Gotowało się jak w garnku. Ale nie było to nic nadzwyczajnego w owym czasie.
Zbierano się z równym zapałem dla odczytania artykuliku z gazety holenderskiej, jak piosenki skomponowanej przeciw Dubarry i panu de Maupeau. Rozstrząsano z równym zapałem kwestję podatków, jak nową satyrę Voltaire’a.
D’Aiguillon udał się wprost do pałacu Richelieu’go, gdzie zastał tylko pana Rafté. Ten oznaj-