Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1234

Ta strona została przepisana.

mił, że marszałek zapewne zatrzymany został gdzieś w drodze, bo oczekują go od godziny. Książę niecierpliwił się i postanowił czekać choćby do rana.
Sekretarz oświadczył wtedy kategorycznie, że książę nie sam zapewne wróci do domu, że będzie mu bardzo nie na ręką spotkać kogoś u siebie, ręczy więc słowem, że marszałek za godzinę będzie w pałacu d’Aiguillon’ów i radzi księciu wrócić do siebie.
— Słuchaj, Rafté — rzekł d’Aiguillon, zdumiony tą nową przeszkodą, jesteś powiernikiem wuja — odpowiedz mi, jeżeli jesteś uczciwym człowiekiem: to komedja, nieprawdaż? — książę nie chce mnie widzieć?
— Słowem honoru ręczę, że za godzinę będziesz pan miał wizytę marszałka.
— Dajże mi tu poczekać na niego.
— Miałem honor oznajmić już księciu, że pan mój nie sam wróci.
— Rozumiem... dajesz więc mi swoje słowo, Rafté. — D’Aiguillon wyszedł z miną smutną. Marszałek wysunął się z przyległego gabinetu z demonicznym uśmiechem na ustach.
— Nie domyśla się niczego?
— Niczego.
— Która godzina?
— Mniejsza oto, musimy czekać, aż zjawi się nasz prokuratorek. Komisarze są jeszcze w drukarni.