Richelieu zajechał wpierw, niż komisja, bo nikogo nie było jeszcze przed pałacem księcia.
Ten nie oczekiwał już wuja i miał właśnie zamiar udania się do Luciennes, aby opowiedzieć awanturę pani Dubarry, gdy zaanonsowano marszałka.
Zdumiony d’Aiguillon pobiegł naprzeciw Richelieu’go, uścisnął mu ręce i wogóle przyjął go serdeczniej niż kiedykolwiek. Marszałek oddawał z procentem uściski, ale nie miał ochoty rozpoczynać konwersacji; podziwiał za to obrazy, bronzy, figurki itd. Siostrzeniec przerwał mu te zachwyty i zapytał poprostu:
— Czy to możliwe, żebyś ty wuju, najmądrzejszy człowiek we Francji, posądzał mnie o egoizm?
Nierychło było się cofać, to też Richelieu odparł zimno:
— Co znowu! Nie pojmuję skąd ci to przyszło do głowy?..
— Nie dąsaj się, mój wuju.
— Ja?!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1237
Ta strona została przepisana.
XCV
GDZIE NAS PRZEKONYWAJĄ, ŻE DROGA MINISTRA NIE JEST USŁANA RÓŻAMI