— Przepowiadasz nieszczęście, panie czarnoksiężniku?
— Na pewno.
— Jakie?
— Pan jesteś upartym, a d’Aiguillon ma plecy; w dniu, kiedy zostanie ministrem, ty, marszałku, pójdziesz na wygnanie, a może... do Bastylji.
Richelieu z oburzenia upuścił tabakierkę.
— Do Bastylji? — powtórzył, wzruszając ramionami. — Czyż Ludwik XV jest Ludwikiem XIV?
— Nie; lecz pani Dubarry, wraz z księciem d’Aiguillon, zechce może naśladować panią de Maintenon; więc baczność!
— A to miła przepowiednia — odparł książę po długiem milczeniu. — Czytasz w przyszłości, ale co teraz będzie?
— Jesteś za mądry panie marszałku abyś potrzebował czyich rad.
— Może i ty masz ochotę kpić ze mnie?... Cóż, panie żartownisiu?
— Ostrożnie z datami, marszałku, nie należy żartownisiem nazywać człowieka, mającego lat sześćdziesiąt siedem.
— Mniejsza.. wyciągnij mnie tylko z tej matni i to prędkol! prędko!
— Radą?
— Czem ci się podoba.
— Jeszcze nie czas.
— Znowu żartujesz!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1247
Ta strona została przepisana.