Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1257

Ta strona została przepisana.

tyle głupim, ażeby się sam narażać? ma się rozumieć, że wszyscy adwokaci się zbuntowali.
— A co pan zrobisz ze swą sprawą?
— Ja mówię, że Flageot jest człowiekiem rzadkiej uczciwości i pewny jestem, że akta moje są u niego świetnie umieszczone.
— Nie darmo, książę, nazywają cię wielkim umysłem — rzekł z wdzięcznością Flageot.
— Zobowiązujesz mnie, panie adwokacie.
— Bernardet — wykrzyknął zachwycony adwokat — zapisz ten dobry uczynek księcia.
— Proszę nie rób tego chłopcze — odrzekł skromnie dyplomata — każdy dobry uczynek powinien być spełniony w tajemnicy. Skromność moja dziwi panią zapewne?
— Ja mówię, iż mój proces musi być sądzony i musi nim być! powtarzam!
— Chyba król przyśle do parlamentu lekką kawalerję, szwajcarów etc. — odrzekł Flageot zuchwale.
— Zatem sądzisz pan, iż król wpadł bez wyjścia? — spytał cicho Richelieu adwokata.
— Niema sprawiedliwości i sądu we Francji, to jakby nie było chleba.
— Tak pan sądzisz?
— Zobaczysz, marszałku.
— Ale król się rozgniewa.
— Jesteśmy na to przygotowani.
— Nawet na wygnanie?
— Nawet na śmierć, tacy jak my, nie cofają