Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1258

Ta strona została przepisana.

się — dodał patetycznie Flageot, uderzając się w piersi.
— Rzeczywiście — rzekł głośno Richelieu — to kiepska sprawa.
— Co mnie to wszystko obchodzi! — mówiła ze złością stara.
— Zdaje mi się, że znam osobą, któraby mogła pomóc pani. Ale to pytanie, czy zechce?
— Któż to?
— Ależ pani chrzestna córka.
— O! o! pani Dubarry?
— Tak, właśnie ona.
— Kto wie, to dobra myśl.
Książę przygryzł wargi.
— Pojedziesz pani do Luciennes?
— Natychmiast.
— Lecz hrabina Dubarry nie może przełamać postanowienia parlamentu.
— Powiem jej, że proces mój musi być rozstrzygnięty. A zdaje mi się, iż po usłudze, jaką jej oddałam, nie może mi niczego odmówić. Dla niej to drobnostka. Powie królowi, że sobie tego życzy. Jego Królewska Mość odwoła się do kanclerza, a kanclerz wiele może. Panie Flageot, pozostawiam ci swój proces, będziemy mogli działać prędzej, niż myślisz.
Adwokat wstrząsnął głową z niedowierzaniem.
Richelieu stał zamyślony.
— Jeżeli jedziesz pani do Luciennes, to złóż pięknej hrabinie i ode mnie uszanowanie.