— Hm... to ci pomysł. Czy wiesz pani, że to mała rewolucja.
— Jest to jedyna rada. W chwili, gdy w parlamencie powiesz: „Ja chcę“, nikt ci się nie sprzeciwi, wszyscy buntownicy schylą głowy.
— W każdym razie to myśl wspaniała.
— Wspaniała — tak, ale — zła.
— Jednak, jakie to byłoby majestatyczne — ciągnęła Dubarry, znając słabą stronę swego kochanka — wszyscy parowie Francji, książęta, lud, a w środku tron królewski... śliczna ceremonja.
— Tak sądzisz?... — zapytał Ludwik XV wahająco.
— A wspaniały twój strój, królu, płaszcz, podbity sobolami, brylantowa korona na głowie i wszystkie oznaki, przynależne potężnemu monarsze!... Olśniewający widok!...
— Rzeczywiście dawno już Francja nie widziała tronu królewskiego w parlamencie — rzekł odniechcenia Ludwik XV.
— Od twych lat dziecięcych, królu — mówiła pani de Béarn, — gdy piękność twoja olśniła wszystkich.
— W końcu — ciągnęła dalej Dubarry — kanclerz będzie mógł zgnieść tych buntowników.
— Muszę jednak jeszcze czekać — rzekł Ludwik XV.
— A cóż okropniejszego mogą jeszcze popełnić?!...
— A co zrobili nowego?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1264
Ta strona została przepisana.