wszystkim, jak iskra elektryczna, przebiegł tak szybko, że cały tłum drgnął jednocześnie; nawet stronnicy króla ze wzruszeniem spojrzeli na monarchę. Zachwyt i zdziwienie były na wszystkich twarzach, we wszystkich sercach. Delfinowa podziękowała królowi, mimowoli błyskiem pięknych oczu. Pani Dubarry zelektryzowana wstała z miejsca; z rozkoszą uderzyłaby w dłonie, gdyby nie bojaźń, że ją ukamienują przy wyjściu z sali.
Ludwik XV mógł się nasycić triumfem.
Członkowie parlamentu coraz niżej pochylali czoła.
Król podniósł się z miejsca, a za nim kapitan gwardji i cała arystokracja. Bito w bębny, zdaleka słychać było dzwonki. Głuche szemranie tłumu zamieniło się w ryk.
Monarcha przeszedł salę z dumą, cechującą go zawsze, a widział przed sobą tylko pochylone nisko postacie.
Książę d’Aiguillon prowadził orszak. Kanclerz, doszedłszy do drzwi, przeraził się tym tysiącznym tłumem i rzekł pośpiesznie do strzelców:
— Otoczcie mnie.
Richelieu ukłonił się siostrzeńcowi i szepnął jadowicie:
— Nisko pochylili czoła, książę, kiedyś jednak podniosą je wysoko! wysoko!... Ostrożnie więc!...
Pani Dubarry przechodziła właśnie obok, wraz ze swemi damami i marszałkiem de Mirepoix. Usłyszała słowa marszałka.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1272
Ta strona została przepisana.