z nimi. Nie chcą bojaźni i podejrzeń, to niegodne umysłu niezależnego.
W tej chwili apostoł wolności spostrzegł kilku agentów pana de Sartines i przyspieszył kroku, aby nie być widzianym przez tych stróżów porządku publicznego.
Zmęczony, ledwie dyszący, wpadł do swego pokoju, gdzie rzucił się na sofę, nie odpowiadając na pytania Teresy. Wreszcie opowiedział jej, że powodem jego wzruszenia jest daleka droga, upał, wreszcie gniew króla, o którym cały Paryż mówi, i t. d. i t. d.
Teresa odparła zimno, że to jednak nie powód spóźnienia się na obiad i że wogóle małżonek jej jest wielkim niedołęgą; nazwa ta z jej ust nie była nowością dla Rousseau’a, nic też nie odpowiedział.
Teresa nie przestawała wymyślać, dowodziła, że ci panowie filozofowie to tchórze — nic więcej; niby w Boga nie wierzą, a przy najmniejszej gorączce wołają ze strachem: Boże wszechmocny! ratuj mnie, umieram!
Był to dla tej miłej niewiasty temat niewyczerpany, ale filozof ani się skrzywił; myślał sobie: Na uczucie szczęścia składają się wonie i dźwięki. Otóż to jest kwestja umowy. Któż mnie przekona, iż cebula nie pachnie tak miło jak róża, lub że paw nie śpiewa tak pięknie jak słowik.
Po tym paradoksie staruszek nasz zabrał się do jedzenia, następnie jednak nie usiadł jak zwykle
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1276
Ta strona została przepisana.