Kobieta wpadła w złość; przewracała krzesła, trzaskała drzwiami, mruczała wściekle.
Filozof uciekł do gabinetu i zamknął się na cztery spusty, szczęśliwy, że scena domowa na tem się tylko skończyła.
Pomyślał jednak, że wprost niebezpiecznie jest nie iść na sesję, o której mu wspomniał nieznajomy.
— Jeśli mają kary na zdrajców, znajdą i na próżniaków i tchórzów. Dotychczas przekonywałem się zawsze, iż wielkie niebezpieczeństwa są niczem, również jak wielkie groźby, zato małych zdrad, zemsty i nieporozumień bać się należy. Któregokolwiek dnia bracia masoni zemszczą się na mnie, mój Boże, głupstwem: ot, przywiążą w poprzek schodów sznur, o który Rousseau stary zawadzi, upadnie i złamie nogę, lub co gorsza, wykradną mi jakie papiery; a mogą też wymyślić jakąś podłą potwarz na mnie. Wszak wszędzie mam wrogów...
Po chwili jednak otrząsnął się z tych smutnych myśli.
— No, no, gdzież moja odwaga, gdzież honor? Skąd te głupie myśli, dlaczegóż mam się bać? Wstyd doprawdy, od spotkania z tym nieznajomym nie mogę przyjść do siebie. Wątpię o wszystkich i o sobie.... to nielogiczne. Nie byłem nigdy mistycznie nastrojony, a wierzę w przeczucia. Ludzie ci wzywają mnie, dlaczego więc mam się cofnąć teraz? Któż wie zresztą, czy ja właśnie nie będę reformatorem ludzkości! ja mam się cofnąć, gdy świat cały podziwia moje teorje?!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1278
Ta strona została przepisana.