Widząc zbliżającego się, człowiek ten podniósł głowę i rękę położył na piersiach. Rousseau odpowiedział na ten gest symboliczny przyłożeniem palca do ust. Człowiek wstał natychmiast, otworzył jakieś sekretne drzwiczki i wprowadził filozofa na schody, wiodące pod ziemię.
Drzwiczki zamknęły się cichutko, ale szybko.
Rousseau, opierając się na lasce, schodził nadół; zejście było niewygodne, lecz miało zaledwie siedmnaście schodów, poczem filozof znalazł się w piwnicy, napchanej ludźmi.
Gorąco uderzyło mu do głowy.
Rousseau zauważył, że ściany piwnicy pokryte były czerwonem i białem płótnem, na którem widać było rysunki różnych narzędzi pracy.
Z sufitu zwieszała się lampa, rzucająca mdłe światło na zgromadzonych, którzy na ławkach rozmawiali półgłosem.
Nie było ani podłogi, ani dywanu, tylko proste maty tłumiły odgłos kroków.
Na wchodzącego nie zwrócono najmniejszej uwagi.
Pięć minut przedtem Rousseau marzył o takiej równości, teraz jednak przykro mu było, że wejściem swem nie sprawił żadnego wrażenia.
Jedyne wolne miejsce było pod ścianą, usiadł na niem skromnie.
Naliczył 33 ludzi.
Na podwyższeniu stało biurko i krzesło, oczekujące... na przewodniczącego.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1280
Ta strona została przepisana.