wszyscy są równi, to zadaj mu przynajmniej pytanie uświęcone zwyczajem.
Rousseau odwrócił się, chcąc przypatrzeć się twarzy mówiącego; jakież było jego zdziwienie, gdy poznał w nim młodzieńca, z którym spotkał się dziś rano.
— Słyszałeś pan? — spytał przewodniczący, zwracając się do filozofa.
— Doskonale! — odparł zapytany — i dziwię się niezmiernie tej przemowie, znając mówcę. Jakto, człowiek, do którego zawodu należy przezwyciężanie cierpień fizycznych i pomoc bratnia dla wszystkich, nietylko dla wolno-mularzy, taki człowiek dowodzi mi teraz potrzeby cierpień fizycznych?!...
Szczególną obrał drogę do uszczęśliwienia ludzkości!
— Nie o tem była mowa — odparł pospiesznie młodzieniec. — Tu jesteśmy tylko braćmi, zajęcia nasze nikogo nie obchodzą. Jest mi to obojętnem, iż ten oto — wskazał na Rousseau’a — jest filozofem, żądam więc, aby zapomniał obecnie, że jestem doktorem. Tembardziej, iż całe życie wystrzegać się musimy, aby nie zauważono, iż nas łączy znajomość. Powtarzam więc, jeśli przewodniczący oszczędza tego kandydata i nie poddaje go próbom, jakie my w swoim czasie przechodziliśmy, nie dość przysięgi, powinien odpowiedzieć na pytania.
Rousseau milczał.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1283
Ta strona została przepisana.