Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1286

Ta strona została przepisana.

ciwnych pojęć? Wilki i owce! Słuchajcie mego wyznania wiary, jeśliście go nie odgadli z mych dzieł!
— Dzieła twe, panie są wzniosłe — zawołał Marat — ale to mrzonki, jesteś pan tak użytecznym, jak Pythagores, Solon i Cyceron. Przedstawiasz nam dobro; ale dobro sztuczne, niemożebne, nieistniejące w rzeczywistości, podobnym jesteś do człowieka, chcącego nakarmić zgłodniałą rzeszę powietrzem!
— Czyś widział kiedy — odparł Rousseau, marszcząc brwi — wielkie wstrząśnienia natury bez przygotowań? — czyś widział narodziny człowieka, ten fakt tak zwykły a wzniosły? — czyś przyszedł na świat wpierw, zanim dziewięć miesięcy przeżyłeś w łonie matki? Żądasz, abym ulepszył świat odrazu czynami? To nie będzie reforma, ale rewolucja!
— Zatem — przerwał Marat — nie chcesz pan niepodległości i wolności?
— Przeciwnie, niepodległość — to mój ideał, wolność — to moje bóstwo. Ale chcę wolności słodkiej i pogodnej, która grzeje i odżywia. Marzę o równości, która połączy ludzi przez przyjaźń, nie zaś przez obawę.
Chcę nauki i wiedzy dla każdego członka społeczeństwa, tak, jak mechanik chce harmonji, to znaczy żądam harmonji doskonałej, podziału pracy. Powtarzam raz jeszcze, co już wypowiedziałem w swych dziełach: Trzeba nam postępu, zgody i poświęcenia!
Marat uśmiechnął się pogardliwie.