Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1287

Ta strona została przepisana.

— Tak — odrzekł — strumieni, płynących mlekiem i miodem. Pola Elizejskie Wirgiliusza to marzenie poety, marzenie z którego filozofowie chcą stworzyć rzeczywistość.
Rousseau milczał. Nie wypadało mu jakoś sprzeczać się z jednostką, gdy cała cywilizowana Europa uznała go za reformatora.
Przewodniczący odezwał się:
— Słyszeliście wszyscy? — zapytał.
— Tak — odparło zgromadzenie.
— Czyż więc brat ten godnym jest należeć do nas? czy pojmuje swe obowiązki?
— Tak!... odrzekli wszycy, lecz z pewnem wahaniem.
— Powtórz przysięgę — bracie wyrzekł przewodniczący do filozofa.
— Byłoby mi bardzo przykro — odpowiedział Rousseau dumnie, gdybym nie podobał się niektórym z obecnych, powtórzę więc raz jeszcze to, co już wam mówiłem dawniej.
Wierzcie mi, mogę więcej uczynić dla was, żyjąc jak dotąd, t. j. zdaleka; pozostawcie mię w odosobnieniu. Czuję, że żyć długo nie będę, trudno, lampa się dopala, nic na to nie poradzicie, trzeba oddać ziemi, co ziemskie. Zresztą nienawidzę ludzi a jeśli im służę, to dlatego, że sam jestem człowiekiem i mam nadzieję, że kiedyś będą lepszymi. Oto myśl moja w całości.
— Odmawiasz więc pan złożenia przysięgi? — zawołał Marat.