Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/129

Ta strona została przepisana.

— W którą stronę mam patrzyć?
— Najpierw w stronę ojca. Gdzie jest?
— W swoim pokoju.
— Co porabia?
— Leży.
— Czy śpi?
— Nie, czyta. — Co czyta?
— Jedną z tych brzydkich książek, do których czytania zawsze mnie zachęca.
— A ty ich nie czytasz?
— Nie — odrzekła.
— Dobrze. Z tej strony jesteśmy spokojni.
Spojrzyj teraz w stronę Nicoliny, do jej pokoju.
— W pokoju jej nie świeci się wcale.
— Czy potrzeba ci światła, ażeby widzieć?
— Nie, jeżeli pan każe.
— Tak; chcę.
— O! widzę ją.
— I cóż?
— Nawpół ubrana odchyla ostrożnie drzwi od swego pokoju; schodzi po schodach.
— Dobrze. Dokąd idzie?
— Zatrzymuje się przy furtce od dziedzińca, chowa się za furtkę; czai się; czeka.
— Balsamo uśmiechnął się.
— Czy na ciebie czai się i czeka? — zapytał.