Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Nie.
— O! to rzecz najgłówniejsza. Kiedy młodej dziewczyny nie śledzi ani ojciec, ani pokojówka, nie potrzebuje się już niczego obawiać, chyba...
— Nie — odrzekła.
— Ho! ho! odpowiadasz na myśl moją.
— Czytam ją.
— Więc nie kochasz nikogo?
— Ja? — podchwyciło dziewczę pogardliwie.
— A tak, ty, bo zdaje mi się, że mogłabyś przecie kogoś, kochać!
Andrea potrząsnęła głową.
— Serce moje jest wolne — wyrzekła smutno.
I taki wyraz niewinności i wstydu dziewiczego upiększył jej rysy, że Balsamo rozpromieniony wyszeptał:
— Lilja! ideał! jasnowidząca!
I złożył ręce, jakby na znak radości i podzięki; potem, zwracając się do Andrei:
— Jeżeli jednak nie kochasz — mówił dalej — bezwątpienia jesteś kochaną.
— Nie wiem — odpowiedziało dziewczę łagodnie.
— Jakto? nie wiesz — odparł Balsamo dosyć szorstko. — Poszukaj! kiedy pytam, to chcę mieć odpowiedź.
I po raz drugi dotknął piersi dziewczęcia pałeczką stalową.