— Piękna dusza musiała żyć w pięknem ciele.
— Otóż omyłka, jaką popełnił ten, który ją stworzył. Mając tak piękne ciało, była łajdaczką i umarła w szpitalu. Życie jej było jednym skandalem, sądząc że w niej żyła piękna dusza, obrażasz doprawdy, nasze dusze, jeśli są z tej samej materji.
— Duszę tę można było uleczyć, a że zgubioną została, jest to wina lekarza dusz.
— O! mistrzu, dziwna teorja. Na świecie mamy tylko lekarzy ciała — rzekł Marat, śmiejąc się ironicznie. — Masz teraz, kochany panie, na ustach ulubione słowo Moliere’a i do niego się uśmiechasz.
— Nie próbuj, młodzieńcze, odgadnąć mego uśmiechu. Wróćmy do naszej poprzedniej rozmowy. Więc te ciała są już niczem?
— Naturalnie; a nadto są bezwładne — rzekł Marat, podniósłszy głowę umarłej i spuszczając ją raptownie na twardą płytę.
— Przejdźmy do szpitala — odparł Balsamo.
— Natychmiast, pozwól mi, mistrzu, odciąć tę głowę, kobieta ta umarła na bardzo ciekawą i rzadką chorobę, chcę zabrać więc jej głowę z sobą.
— Proszę, nie przeszkadzaj sobie.
Chirurg otworzył torbę, wyjął z niej nóż i z zimną krwią wziął się do odcięcia czaszki od ciała, a przeciąwszy wszystkie arterje i muskuły szyi, doszedł do kości, i wtedy uderzył tak silnie, że głowa z hukiem spadła na ziemię.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1318
Ta strona została przepisana.