chirurg musi operować ręką, nie sercem, bo wie, że za chwilą cierpienia wraca pacjentowi życie. To piękna strona naszego zawodu!
— Tak jest; lecz w żywych to chyba odnajdujesz duszę?
— Jeśli zgodzisz się na me określenie, mistrzu, że ruch to dusza, przystaję na to, że dusza jest, i dodam jeszcze, że zabija ona chorych częściej, niż mój skalpel.
Tak rozmawiając, weszli do szpitala, Marat ze swym straszliwym pakunkiem, a Balsamo bardziej zamyślony, niż kiedykolwiek.
Za chwilę znaleźli się w sali operacyjnej napełnionej profesorami i studentami.
Posługacze wnieśli młodego człowieka, przejechanego tydzień temu przez powóz; koła zgniotły mu nogę.
Kuracja nie pomagała, amputacja nogi stała się konieczną. Nieszczęśliwy, położony na łóżku, patrzył na otaczających wzrokiem, który mógłby wzruszyć tygrysa. A ludzie ci czyhali tylko na tę chwilę męczarni, konania może, dla nauki. Zdawał się błagać wzrokiem o litość, uśmiech, pieszczotę, któż miał mu ją dać, chirurdzy? doktorzy? odpowiedzieli mu na prośbę obojętnością i zimnem stalowem spojrzeniem. Duma nie pozwalała mu krzyczeć, jednak, gdy poczuł na sobie ręce posługacza i głos doktora, zalecający mu spokój i odwagę, spytał głosem bolesnym, czy bardzo będzie cierpiał?...
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1321
Ta strona została przepisana.