Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1325

Ta strona została przepisana.

— Bardzo proszę; nie bój się pan.
— Rozwiążcie go zatem.
Posługacze usłuchali natychmiast.
Balsamo podszedł do łóżka.
— Nie poruszaj się chłopcze, do chwili, gdy ci rozkażę.
Statua, położona na grobie, nie byłaby bardziej nieruchomą, niż ten chory.
— Możecie operować, panowie — rzekł Balsamo — chory czeka.
Chirurg wziął nóż, lecz zawahał się.
— Kraj, profesorze, kraj — odezwał się Balsamo głosem proroczym.
Doktór, zdumiony, usłuchał, również jak i chory. Ciało skrzypiało, lecz pacjent ani westchnął, ani się poruszył.
— Skąd jesteś, chłopcze? — zapytał Balsamo.
— Z Bretonji — odparł chory, uśmiechając się.
— Kochasz swą ojczyznę?
— O! panie, to cudny kraj!
Chirurg tymczasem krajał dalej.
— Kiedy go opuściłeś, mój przyjacielu? — zapytał Balsamo.
— Miałem wtedy dziesięć lat.
— Mój drogi, zaśpiewaj mi piosenkę, którą wieczorem śpiewają rolnicy u was. Pamiętam jeden wiersz tylko:

„Tam rodzinne moje progi...

Piła przepiłowała kość.