Ta strona została przepisana.
W tej chwili chory uśmiechnął się słodko i zaśpiewał melodyjnie, powoli, z zachwytem kochanka, lub poety:
„Tam rodzinne moje progi,
Tam jeziora lśnią błękity,
I złociste zboża łany
Tworzą widok sercu drogi.
Tam mnie czeka ojciec, żona,
Ukochane moje dziatki.
Tam w mogile, wśród zieleni,
Leżą zwłoki mojej matki.
Bogu chwała! dzień skończony!
I znów jestem między wami.
Niechże pracą umęczony,
Spocznę karmion pieszczotami.
Noga spadła na łóżko, a chory śpiewał wciąż jeszcze.