— Doprawdy?...
— Tak.
— Czy operacja się udała?
— Świetnie; ale...
— Ale, co?... — podjął Balsamo.
— Będzie miał straszną gorączkę.
— Kiedy to nastąpi?
— Dziś o siódmej wieczorem.
Doktorzy spojrzeli po sobie.
— Co to będzie za gorączka?
— Najniebezpieczniejsza, lecz on ją przetrzyma.
— A potem już wyzdrowieje?
— Nie.
— Czy gorączka powróci?
— Tak i silniejsza niż przedtem. Biedny Hovard!... — mówił, jakby przez łzy chory, żonę ma i dzieci.
— Zatem umrze?
— Czekajcie!... czekajcie!... Nie, nie umrze. Żona jego i dzieci tak się szczerze modliły, iż Pan Bóg zlitował się nad niemi.
— Więc wyzdrowieje?
— Tak.
— Słyszycie, panowie, chory wyzdrowieje, — rzekł Balsamo do zgromadzonych.
— Spytaj go pan, kiedy to nastąpi — odezwał się Marat.
— Kiedyż wyzdrowieje ten biedak? — zapytał Balsamo.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1329
Ta strona została przepisana.