— O!... jak to dobrze!... — przerwał żywo bretończyk, — nic nie czułem! co za szczęście!... nie odejmą mi więc nogi!...
Lecz w tejże chwili nieszczęśliwy rzucił okiem: dostrzegł łóżko zakrwawione, a siebie bez nogi!
Balsamo pociągnął profesora w kąt pokoju.
— Słyszałeś pan, co mówił ten biedak?
— Że wyzdrowieje.
— I że nie umrze z głodu z żoną i dziećmi. Proszę cię, kolego, oto brylant, wartujący dwadzieścia tysięcy lirów; gdy chory wyzdrowieje, sprzedaj ten kamień, a pieniądze daj mu w mojem imieniu. Przyszłość jego rodziny będzie zabezpieczona.
— Panie — rzekł chirurg z wahaniem — a jeśli chory umrze?...
— Mówił, iż wyzdrowieje.
— Dajmy na to; lecz nawet w tym razie nie mogę od pana przyjąć takiej sumy!
— Doktorze!
— Chyba pod warunkiem, że dam panu na nią kwit.
— Jak się panu podoba.
— Nazwisko pańskie?
— Hrabia de Fenix.
Operator wyszedł do sąsiedniego pokoju i po chwili podał Balsamowi papier, zawierający co następuje:
„Otrzymałem od hrabiego de Fenix brylant, który ocenił na dwadzieścia tysięcy liwrów i sumę
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1331
Ta strona została przepisana.