Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1335

Ta strona została przepisana.

kiem, siłą więc, jaką mam od Boga, odłączam duszę od ciała, duszę cierpiącą od tej masy bezwładnej nazywanej ciałem. Hovard, gdy mówił o sobie, odzywał się: Hovard!... ten biedny Hovard!... Nie mówił „ja*. Bo rzeczywiście dusza ta nie miała wtedy związku z ciałem, była już w drodze do nieba.
— Ależ, w takim razie, człowiek niczemby nie był, nie mógłby już powiedzieć tyranom: „Macie władzę nad mojem ciałem, lecz nie nad duszą“.
— E, przechodzisz doktorze z prawdy do sofizmatów, otóż to pańska wada. Bóg pożycza duszy ciału, to prawda, lecz przez cały ten czas, kiedy dusza przemieszkuje w niem, istnieje między niemi łączność i wpływ wzajemny. Bóg pozwala królować naprzemian raz ciału, raz duszy; powiew, ożywiający żebraka, przyczynia się do śmierci króla. Oto zasada, jaką powinniście głosić, panowie doktorzy, apostołowie równości. Doprowadźcie do równości duchowej dwóch istności, a wtedy osiągniecie to, co jest najświętszem na świecie: o czem mówią książki święte, tradycja, nauka i wiara. Co was obchodzi równość materjalna. Ten biedny kaleka, głupie dziecko ludu, zadziwił was swą mową, dlaczego?... bo duszę jego uwolniłem z więzów ciała, a co dla was było tajemnicą, dla niego stało się rzeczą zwyczajną; dusza jego unosiła się już w zaświatach.
Marat obracał głową trupa, jakby mu ta dać mogła odpowiedź.