— Wczoraj wieczorem.
— Gdzie leżał?
— Pod lichtarzem.
— Co z nim zrobiła pani Grivette?
— Zaniosła go na ulicę Św. Jakóba.
— Pod który numer?
— Pod numer 20.
— Na które piętro?
— Na piąte.
— Do kogo?
— Do pewnego czeladnika szewskiego.
— Jak on się nazywa?
— Simon.
— Co to za chłopiec?
Odźwierna zacięła usta.
— Pytam, skąd pani Grivette zna tego chłopca?
To samo milczenie. Bahamo uczynił ruch ręką, nieszczęśliwa wyszeptała zdławionym głosem:
— To jej kochanek.
Marat wydał okrzyk zdziwienia.
— Cicho? — zawołał Balsamo — niech sumienie mówi. — I zwrócił się do kobiety.
— Któż ją namówił do kradzieży?
— Nikt. Podniosła przypadkowo lichtarz, zobaczyła zegarek, djabeł ją skusił i zabrała.
— Czy zrobiła to z potrzeby?
— O! nie. Nie sprzedała zegarka.
— Więc go dała komuś? Czy Simonowi?
— Simonowi.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1345
Ta strona została przepisana.