Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1355

Ta strona została przepisana.

— Przysięgam panu, to niemożebne...
— Słowo to jest nieznane królom.
— Pomimo to, pozostanę w domu.
— Nie sprawi mi pan tej przykrości, abym musiał wracać z odmową do Versalu, z odmową, która zapewne pierwszy raz w życiu spotkałaby delfinową. Byłbym w rozpaczy, musiałbym chyba wyjechać z kraju. To też nie odmawiaj, panie Rousseau, nie odmawiaj temu, który jest wielbicielem twego talentu, genjuszu raczej.
— Doprawdy, argumenty, jakie pan daje, są doskonałe...
Dajże się pan wzruszyć.
— Nie, nie mogę, wszelkie podróże szkodzą mi niewymownie.
— Czyż to można nazwać podróżą — półtorej godziny drogi.
— Dla pana, dla takich koni, jak pańskie.
— Wszystkie konie dworskie czekają na rozkazy pana, mieszkanie już przygotowane w Trianon, bo delfinowa nie pozwoli panu wracać w nocy do Paryża; delfin, zachwycający się twemi arcydziełami, zamierza pokój, w którym Rousseau prześpi tę noc, zamknąć na pamiątkę.
Teresa wydała okrzyk zachwytu, naturalnie nie przez uznanie dla męża; oczarowała ją dobroć delfina.
— Trudno — rzekł filozof — muszę się poddać, tak zręcznie mnie pan atakuje.
— Starałem się chwycić cię za serce, panie.