Po odejściu pana de Coigny, Rousseau padł na fotel wyczerpany.
— Ach! jak mię ci ludzie męczą, prześladują!
Teresa usłyszała te słowa.
— Boże! co to za próżny człowiek!
— Kto?... ja?
— Naturalnie, jesteś próżny i obłudny.
— Ja?
— Ty! ty! zachwycony jesteś tem zaproszeniem, a udajesz obojętność. Ty, szkarado!
— Znów ci się coś przyśniło — rzekł Rousseau, wyznał jednak w duchu, że Teresa dobrze odgadła.
— Może to mały zaszczyt dla takiego gryzipiórka, jak ty, iść na królewskie salony!
Filozof odezwał się zirytowanym głosem.
— Głupia jesteś, jeśli myślisz, że dla takiego człowieka, jak Rousseau obcowanie z królami jest zaszczytem. Dlaczego ten właśnie człowiek jest na tronie? Przez kaprys natury, który mu kazał być synem królowej; ja jestem sobą, przez swój talent i pracę.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1358
Ta strona została przepisana.
CVII
STRÓJ ROUSSEAU